Bartosz Śliwa – członek zarządu, dyrektor operacyjny

– Jak ocenia Pan aktualny potencjał produkcyjny PZL-Świdnik?

– Myślę, że nigdy nie był lepszy. Od trzech lat inwestujemy bardzo wiele w produkcję, unowocześniamy zakład. Przekłada się to na wprowadzanie nowych programów produkcyjnych, gwarantujących nam stabilną przyszłość. Wśród nich znajduje się śmigłowiec SW-4 Solo w wariancie bezzałogowym. Rozmawiamy również o systemach sterowania dla wszystkich śmigłowców Leonardo Helicopters, co wymaga wdrożenia nowych technologii. Zmierzamy także do rozpoczęcia produkcji części do śmigłowca Kopter i samolotu ze zmienną geometrią położenia silników AW609 oraz śmigłowca AW139 Mk2. To wszytko są nowe projekty wymagające potężnych inwestycji w technologie. Ale PZL-Świdnik to również technologie pozwalające zbudować od podstaw kompletny śmigłowiec. To bardzo ważna zdolność. Mamy w kraju skarb w postaci tej firmy i chciałbym, żeby został on tutaj na nowo dostrzeżony i doceniony.

-Mówimy o oprzyrządowaniu, procesach produkcyjnych, na których opiera się nowoczesna produkcja. Wydaje się, że od czasu wejścia PZL-Świdnik do rodziny Leonardo, nastąpił pod tym względem ogromny awans.

– Absolutnie tak. Przed prywatyzacją PZL-Świdnik nie posiadał wystarczających środków, by iść w kierunku modernizacji, nowoczesnych technologii. Po przejęciu przez Leonardo, zastrzyk finansowy, który zakład otrzymał, pozwolił na potężne inwestycje, zarówno w część produkcyjną, jak i infrastrukturę budynków. Myślę o liniach montażowych AW169, GrandSP czy AW139 Mk2. Zakupiliśmy dwie potężne maszyny do cięcia blachy dla Zakładu Blacharskiego, maszynę do spęczania rur do systemów sterowania oraz najnowocześniejszy autoklaw. W Zakładzie Mechanicznym sukcesywnie wymieniamy starsze maszyny, pamiętające jeszcze czasy sprzed prywatyzacji. Bardzo ważna jest też kwestia budowy parkingów dla pracowników.

– PZL-Świdnik wciąż rozszerza wachlarz produkowanych przez siebie wyrobów, głównie na potrzeby Leonardo. Czy w tym względzie Pana ambicje są już zaspokojone?

– Jeśli liczbę godzin potrzebnych na wyprodukowanie śmigłowca Leonardo określimy jako 100 procent, to w PZL-Świdnik, gdy kabiny opuszczają zakład, jest zaangażowane już 75 procent wszystkich godzin potrzebnych do wyprodukowania śmigłowca. Obrazuje to rangę PZL-Świdnik w całej rodzinie Leonardo. Każdy śmigłowiec Leonardo latający po świecie zawiera 75 procent godzinowego wkładu pracy PZL-Świdnik. Jeśli chodzi o moje ambicje, marzyłbym, aby na polskim niebie latały śmigłowce wyprodukowane w PZL-Świdnik i samoloty wyprodukowane w Polsce. Myślę, że nie jest to wygórowane marzenie, ponieważ podobną strategię mają kraje o podobnych zdolnościach do produkowania statków powietrznych.

– Ludzie pracujący PZL-Świdnik to skarb zakładu i elita polskiej klasy pracowniczej, bo przecież nie każdy potrafi zbudować śmigłowiec…

– Żeby zobrazować, jak wysokie kwalifikacje potrzebne są w sektorze lotniczym, porównam to z branżą motoryzacyjną. Procesy produkcyjne są w niej tak zautomatyzowane, że wymiana załogi nie powoduje jakiegokolwiek obniżenia standardów jakości. W lotnictwie produkcja opiera się wyłącznie na wiedzy, doświadczeniu i kwalifikacjach pracowników. Jeśli ktoś tego nie dostrzeże, nie przetrwa długo w tym sektorze. Dlatego PZL-Świdnik inwestuje ogromne środki w podtrzymywanie i rozszerzenie kwalifikacji pracowniczych. Realizowany jest również program talentów, który obejmuje wszystkie szczeble hierarchii zakładu.

– Prosiłbym o kilka słów na temat Pańskiej dotychczasowej drogi zawodowej.

– Była ona trochę skomplikowana. Jestem absolwentem Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Zaraz potem wyjechałem do Anglii, gdzie kontynuowałem naukę języka, a także skończyłem studia podyplomowe zarządzania biznesem. Po powrocie podjąłem pracę w dziale zakupów firmy General Motors Fiat Joint Venture w Bielsku-Białej. Po dwóch latach zostałem przeniesiony do centrali Fiata w Turynie do sektora Energy. Byłem odpowiedzialny za rozwój kontraktów i strategii krótko, średnio i długoterminowych dla całej grupy Fiata na cały świat. W 2008 roku objąłem stanowisko menagera zakupów w nowym projekcie Fiata w Rosji. Po roku zaproponowano mi objęcie stanowiska dyrektora zakupów i rozwoju produktu w największej inwestycji Fiata na Bałkanach – budowie fabryki w miejscowości Kragujevac. Po pięciu latach postanowiłem powrócić do moich zainteresowań związanych z lotnictwem. W 2013 roku podjąłem pracę w dziale zakupów i offsetu PZL-Świdnik jako dyrektor tego działu. Po czterech latach zostałem nominowany na dyrektora operacyjnego, a w 2018 roku zostałem członkiem zarządu PZL-Świdnik.

– A kiedy wyjdzie Pan już z zakładu, co robi Pan w wolnych chwilach?

– Kiedyś, z racji tego, że rodzina jest dość mocno związana z motoryzacją, uczestniczyłem w rajdowych samochodowych mistrzostwach Polski jako kierowca rajdowy. Zajmowałem się też sztukami walki i wspinaczką górską. Obecnie praca zajmuje mi praktycznie cały czas, a nieliczne wolne chwile spędzam z rodziną, która towarzyszyła mi wszędzie i w każdym momencie mojego życia.