Ułatwienia dostępu

Michał Bielak – kierownik działu produkcji na wydziale kompozytów

– Kompozyty są jednymi z najnowocześniejszych materiałów stosowanych w przemyśle lotniczym. Jaka jest ich specyfika i co stanowi o ich przydatności?

– Materiałom wchodzącym w skład współczesnych kompozytów stawia się bardzo wysokie wymagania. Muszą cechować się małą gęstością, czyli niską wagą, a przy tym bardzo dobrymi wskaźnikami wytrzymałościowymi, odpornością na działanie czynników chemicznych i ścieranie. Kompozyty występują obecnie praktycznie we wszystkich obszarach produkcyjnych. Tendencja do obniżania gęstości, a zatem i ciężaru właściwego detali wpływa na poprawę parametrów statków powietrznych w locie: obniżenie zużycia paliwa, a co za tym idzie zwiększenie długotrwałości lotu. Dzięki stosowaniu technologii kompozytowych możemy tworzyć zespoły o bardzo skomplikowanych kształtach, które nie są dostępne przy użyciu innych materiałów.

– Jakie umiejętności muszą mieć pracownicy wykonujący wyroby kompozytowe?

– Wszyscy przechodzą szkolenia teoretyczne, ale praktyczne umiejętności zdobywają dopiero po rozpoczęciu pracy na wydziale, gdzie mają bezpośrednią styczność z procesem produkcyjnym. Do głównych wymagań stawianych operatorom należą zdolności manualne, a także samodyscyplina, ponieważ w większości mamy do czynienia z procesami specjalnymi, gdzie nawet drobny błąd może w konsekwencji przyczynić się do katastrofy lotniczej.

– Co należy do Pańskich obowiązków służbowych?

– Przede wszystkim kierowanie wydziałem poprzez współpracę z mistrzami i brygadzistami. Nadzoruję i koordynuję pracę poszczególnych gniazd produkcyjnych, zapewniam przepływ danych, zajmuję się również sprawami personalnymi około 150 osób. Uczestniczę w odprawach produkcyjnych, śledzę harmonogramy, żeby wytwarzane u nas zespoły terminowo trafiały na dalsze etapy produkcji. Staram się także, by pracownicy wykonywali swoje obowiązki w warunkach zapewniających bezpieczeństwo.

– Jaka była Pańska dotychczasowa droga zawodowa?

–  Swoją przygodę z zakładami lotniczymi rozpocząłem w 2007 roku. Pracowałem w bezpośredniej produkcji jako laminater. Po ukończeniu studiów awansowałem na stanowisko mistrza. Zajmowałem się wyrobami kooperacyjnymi produkowanymi dla takich firm jak GKN i Eurocopter, a także elementami do wyrobów własnych: SW-4 i W-3. Później przejąłem jeszcze większy obszar związany z produktami AgustaWestland. W związku z tym, że wychowałem się na tym wydziale i znam wszystkie zachodzące w nim procesy, zaproponowano mi stanowisko zastępcy kierownika wydziału, a następnie kierownika. Cieszę się, że mogłem przejść wszystkie szczeble rozwoju zawodowego, nie żałuję żadnego z nich i jestem dumny, że mogłem dojść do tego miejsca, w którym teraz jestem.

– Czym zajmuje się Pan w chwilach wolnych od pracy?

– Praca absorbuje sporo czasu, zwłaszcza jeśli człowiek stara się rozwijać i podnosić swoje kwalifikacje. Kontynuuję studia na Politechnice Lubelskiej na kolejnym kierunku. Natomiast cały wolny czas staram się poświęcać swoim dzieciom. Spędzamy go aktywnie jeżdżąc na rowerach. Sporo godzin przebywamy również w przydomowym ogródku. W związku z tym, że lubię współpracę z ludźmi, działam społecznie na terenie gminy w której mieszkam.

Maksymilian Kaczorowski- Mistrz Zakład Struktur Lotniczych

– Słowo jig tłumaczy się na polski jako zacisk, albo szablon. Ten wyraz występuje w nazwie pańskiego stanowiska. Czym zajmuje się komórka, w której jest Pan mistrzem?

– Jestem mistrzem produkcji na linii, na której powstają struktury śmigłowca AW139 i AW169. Montujemy je od najmniejszego podzespołu w wersjach dostosowanych do potrzeb poszczególnych klientów, na przykład lądowych, morskich, VIP i wyposażamy w instalacje elektryczną oraz hydrauliczną.

– Iloma osobami kieruje Pan w swoim dziale?

– Na zmianie pracują tu 52 osoby na liniach produkcji AW109, AW139, AW169 i belki ogonowej modelu AW189.

– Czyli musicie być kompetentni w wielu wyrobach. Co zatem jest potrzebne, żeby ich jakość była jak najlepsza?

– Podejmowanie szybkich i prawidłowych decyzji, unikanie potknięć, praca zespołowa i wykwalifikowana kadra. Wdrażamy również nowe programy jakościowe, wprowadzamy zmiany technologiczne.

– Jak była Pana dotychczasowa droga zawodowa?

– Zaczynałem jako operator na warsztacie. Potem wykorzystałem możliwość wyjazdu za granicę i odbycia szkolenia. W efekcie, uruchomiłem linii AW169 od etapu podzespołów po gotowy kadłub. Potem otrzymałem propozycję pracy w charakterze mistrza na linii AW109 Koala. Pracowałem też przy produkcji innych wyrobów, co dało mi okazję do zdobycia dosyć dużego doświadczenia. Ale kluczem do sukcesu jest dobra współpraca z ludźmi.

– Czym zajmuje się Pan w czasie wolnym od pracy?

– Prowadzę przydomową hodowlę psów rasy Cane Corso. To moje główne hobby. Kiedyś uprawiałem sport, konkretnie piłkę nożną, ale kontuzja kolan nie pozwala mi na dalszą grę.

Paweł Chojnacki – Inwestycje i Programy Europejskie

– Pomoc finansowa Unii Europejskiej kojarzy nam się z samorządem, różnego rodzaju stowarzyszeniami, bądź organizacjami państwowymi, tymczasem okazuje się, ze z funduszy unijnych mogą korzystać również firmy prywatne. Jak się to robi?

– Pomoc unijna jest dostępna w różnych aspektach funkcjonowania firm. Na przykład badania i rozwój, inwestycje oraz szkolenia. Unia Europejska przyznaje specjalne środki dedykowane wyłącznie dla Polski Wschodniej, z których PZL-Świdnik korzystał, korzysta i, mam nadzieję, będzie korzystał.

– Co było do tej pory największym, sztandarowym programem realizowanym przy udziale środków unijnych w PZL-Świdnik?

– Był nim projekt inwestycyjny polegający na rozbudowie zaplecza badawczo-rozwojowego realizowany w latach 20210-2015, czyli de facto w momencie wejścia PZL-Świdnik w skład grupy AgustaWestland. Było dosyć nietypowe, ponieważ inwestorzy wchodzący kapitałowo do spółek polskich najchętniej rozwijają produkcję, a tu mieliśmy do czynienia z projektem wpływającym na sferę badań i rozwoju, w który nowy właściciel zdecydował się również zaangażować. Projekt dotyczył budowy laboratoriów, pełnej modernizacji zaplecza badawczo-rozwojowego, komputeryzacji i oprogramowania. Miał wartość 100 mln zł, z czego 50 procent dopłaciła Unia Europejska.

– Ma Pan w firmie stanowisko dosyć specyficzne jak na zakład lotniczy. Co należy do Pańskich zadań?

– Przede wszystkim poszukiwanie możliwości zewnętrznego dofinansowania działań w tych sferach, o których wspomniałem wcześniej. Chodzi zarówno o środki unijne, jak i krajowe dystrybuowane przez samorządy bądź ministerstwa. Następnym etapem jest przygotowanie odpowiednich aplikacji, a na koniec proces administracyjny, czyli rozliczanie projektów, raportowanie… jak wiadomo Bruksela jest silnie zbiurokratyzowana, więc tej pracy jest rzeczywiście dużo.

– Jest Pan wieloletnim pracownikiem PZL-Świdnik. Okazuje się, że nie tylko młodość i dynamika są tu doceniane, ale również doświadczenie.

– Zdecydowanie tak. Pamiętam niedawną sytuację, kiedy kilku doświadczonych kolegów chciało odchodzić na emeryturę, firma zdecydowała się ich zatrzymać, ponieważ ich doświadczenie było niezbędne. Ważne jest to, żeby własne doświadczenie przekazywać młodszym, żeby nie wytworzyła się luka pokoleniowa. Doświadczenia nie nabędzie się na uczelniach. Zdobywa się je, podobnie jak życiowe latami. Doświadczenie tworzy pewien efekt synergii. Pomaga podejmować trafne decyzje, radzić sobie z sytuacjami stresowymi i zachowywać dystans do tego, co się robi.

– Czym zajmuje się Pan poza pracą?

– Do tej pory bardzo lubiłem czytać książki. Poświęcałem na to dużo czasu. Technologia przekazywania literatury poszła jednak bardzo do przodu, więc zacząłem słuchać audiobooków. Poza tym bardzo lubię podróżować i zwiedzać różnego rodzaju zabytki. Niestety pandemia ograniczyła te możliwości. W związku z tym przerzuciłem się na ogród, który stał się moją pasją, miejscem, gdzie odpoczywam, również od obowiązków służbowych i które, wbrew wcześniejszych oczekiwaniom daje dużo satysfakcji.

Agnieszka Dziurka – kierownik – Planowanie Materiałowe i Logistyka

– Planowanie i logistyka kojarzą się z porządkowaniem rzeczywistości. Czy w Pani pracy rzeczywiście da się wszystko uporządkować i przewidzieć?

– Uważam, że tak. To, jak będzie wyglądała rzeczywistość leży w naszych rękach. Z definicji planowania zacytuję: „planowanie to projektowanie przyszłości, wyznaczanie celów, opracowanie strategii i realizacja”. Na tym właśnie polega moja praca – stworzyć plan i dążyć do jego realizacji. Im dokładniej przygotujemy plan, tym realizacja jest łatwiejsza. Cel zawsze jest ten sam – jak, w jeszcze lepszy sposób, terminowo zapewnić dostępność wszystkich materiałów dla produkcji.

– Prawdę mówiąc rzadko spotykam się z aż takim optymizmem. A co w Pani pracy sprawia najwięcej satysfakcji?

– Z natury jestem osobą bardzo dynamiczną i wesołą, więc odpowiem, że każdy przepracowany dzień daje mi ogromną satysfakcję, ponieważ praca jest moją pasją. Jest takie powiedzenie: rób co kochasz, a nigdy nie będziesz musiał pracować. Robiąc to, co kochasz, masz bardzo dużą motywację. Młodym ludziom, którzy przychodzą do pracy w PZL powtarzam, że bardzo dobrze wybrali i że są elitą, ponieważ trafili do przedsiębiorstwa działającego w sektorze lotniczym. Od zarania dziejów człowiek marzył o lataniu, a my to marzenie spełniamy. Osobistą satysfakcję daje mi wdrożenie każdego nowego wyrobu, każdy projekt, który prowadzę. Jestem typem zadaniowca i nie spocznę, dopóki nie zrealizuję powierzonego mi zadania. Pracuję w bardzo zgranym zespole, co jest niezwykle istotne, ponieważ współdziałam z ludźmi, na których mogę liczyć. Ważną częścią mojej pracy jest kształcenie nowych pokoleń, co również jest bardzo satysfakcjonujące. Wiele osób, które pracowały ze mną w przeszłości piastuje obecnie stanowiska kierownicze. Jest taki moment na koniec roku, kiedy ładujemy do wysyłki ostatni wyrób. Wtedy uchodzi z nas powietrze i jesteśmy dumni, że plan został zrealizowany. Wszystko to sprawia, że jest się spełnionym zawodowo.

– Wiele mówimy o pracy, a co poza pracą? Przeczuwam, że czasu wolnego nie jest zbyt dużo.

– Rzeczywiście. Granica między życiem prywatnym i zawodowym  jest bardzo rozmyta. Kiedy jednak mam już trochę wolnego czasu, staram się wykorzystać go w stu procentach. Dzieci są już dorosłe, więc możemy wraz z mężem oddawać się naszej wspólnej pasji, jaką jest podróżowanie. Wyznaczamy punkt na mapie, włączamy nawigację, jedziemy i zwiedzamy. A jak wiadomo, podróże kształcą. Inną pasją, na pozór przyziemną, jest czas spędzony w kuchni. Powiem nieskromnie, że robię bardzo dobre pierogi i super krewetki. Ale żeby się o tym przekonać, zapraszam do mojego domu.

 

Robert Onyszko – kierownik Zakładu Blacharskiego

– Praca z blachą w przypadku produkcji lotniczej nie jest to chyba prozaiczne zajęcie.

– Zdecydowanie nie. Pracownicy, którzy u nas pracują posiadają wysokie kompetencje, które zdobywane są poprzez wieloletnią pracę w naszym zakładzie. Wielu rzeczy, pracownicy z książek po prostu się nie nauczą.

– Na czym polega specyfika pańskiej pracy?

– Na zarządzaniu pracownikami poprzez kierowników wydziałów, mistrzów i pracowników liniowych, którzy wykonują swoje zadania. Kontroluję cały proces produkcyjny.

– Jakiego rodzaju wyroby produkowane są w zakładzie kierowanym przez Pana?

– W zakładzie blacharskim wykonujemy prawie wszystkie części blaszane, które są montowane do śmigłowców produkowanych w PZL-Świdnik, jak również w kadłubach dla Leonardo Helicopters.

–  Jak dużą grupą Pan zarządza? I Jakie kwalifikacje muszą mieć pracownicy, którzy są tu zatrudnieni?

– Zarządzam ponad 150 osobami. Kwalifikacje pracowników bezpośredniej produkcji zdobywane są tutaj, na miejscu. Najważniejszą rzeczą w naszej pracy są zdolności manualne, które są także podstawą, żeby być dobrym blacharzem. A praca z blachą, głównie aluminiową czy tytanową, nie jest prosta. Wieloletnia praca, chęć pogłębiania swojej wiedzy owocuje tym, że można uznać kogoś za dobrego blacharza.

– Czyli są to pracownicy, których można nazwać bardziej złotymi rączkami niż pracującymi umysłowo?

–  Dokładnie tak. Wszystkiego nie da się opisać w instrukcji technologicznej. Natomiast manualne zdolności, tak zwane „złote rączki”  to osoby, dla których pojęcie niewykonalności części nie istnieje. Są to ludzie, którzy są w stanie wykonać wszystkie części zlecane nam w produkcji.

– Jaka była Pańska dotychczasowa droga zawodowa?

– Rozpoczynałem jako technolog w zakładzie blacharskim. Potem przekazywano mi inne obowiązki, rozszerzałem stopniowo swoje kompetencje o kierownika obszaru, oddziału, biura, kierownika kontroli jakości. Obecnie jestem szefem Zakładu Blacharskiego. I to jest największe w mojej karierze wyzwanie.

– Dotychczas pytane osoby mówiły, że nie mają zbyt dużo czasu wolnego. Nie wiem, jak to jest w pańskim przypadku. Ale jeśli już troszkę go Pan wygospodaruje, to czym się pan zajmuje w czasie wolnym?

–  Tak jak pan powiedział, czasu wolnego jest mało. Natomiast, jeśli  już jest, to lubię oglądać mecze piłki nożnej i sam uczestniczę rozgrywkach piłkarskich.

 

Waldemar Fijałkowski – Kierownik Działu Produkcji w Zakładzie Mechanicznym

–  Jest Pan kierownikiem działu jednego z dwóch największych zakładów PZL Świdnik, na czym polega Pańska praca?

– Na zarządzaniu, nadzorowaniu bezpieczeństwa pracy, monitorowaniu wskaźników jakościowych, terminów dostaw, planów produkcyjnych, nowych wdrożeń, kierowanie zespołami montażu hartowni i ostrzalni.

– Czy dotyczy to wszystkich produktów czy tylko ich części?

– Dotyczy to wszystkich produktów PZL.

– Co osobie na pańskim szczeblu kierowniczym sprawia największą satysfakcję?

– Zaangażowanie całej załogi na pojedynczych stanowiskach, w gniazdach, na wydziałach, w całym zakładzie. Poza tym bezpieczeństwo pracy. Nie mamy żadnych wypadków. Drugi sprawa to dotrzymanie terminów dostaw. Ogólnie – bezpieczna i dobrze jakościowo wykonana praca.

– Jakie problemy najczęściej napotyka Pan w swojej pracy?

– W obecnej sytuacji pandemicznej przeszkadzają obostrzenia. Maseczki, dystans społeczny. Przy wdrożeniach, których obecnie mamy dużo, rozwiązywanie problemów związanych z montażami również jest pewnym wyzwaniem. Podobnie kontakty z pracownikami. Kierownik musi znać problemy pracownicze. Trzeba je pomagać rozwiązywać.

– Zakład ciągle się zmienia rozwija. Czy czuje Pan potrzebę, czy też może wręcz obowiązek dokształcania się?

– W dzisiejszych czasach wysokiego tempa rozwoju technicznego, w każdej dziedzinie i w każdym wieku dokształcanie się jest konieczne, niezależności od sytuacji i miejsca w którym żyjemy.

– Jaka była Pańska dotychczasowa droga zawodowa?

–  Rozpocząłem pracę w PZL- Świdnik w 1971 roku. Po przerwie, w 1977 roku wróciłem tu na stałe. Pracowałem jako operator obrabiarek sterowanych numerycznie. Następnie, od 19 90 roku jako mistrz, a od 2003 roku jako zastępca kierownika. Obecnie jako kierownik na wydziale 320 .

– Co robi Pan w czasie wolnym od pracy? Chyba nie ma Pan go za dużo ale troszeczkę może jest.

– Rodzina, dom, działka, wnuk i wypady turystyczne w obrębie kraju.

Lucyna Pasternak – dyrektor HR

– PZL-Świdnik jest jednym z największych pracodawców w regionie. Jaki jest obecnie poziom i struktura zatrudnienia?

– Obecnie zatrudniamy około 2600 pracowników. Oprócz tego na terenie PZL-Świdnik pracuje około 500 osób zatrudnionych w firmach zewnętrznych świadczących dla nas usługi. Możemy poszczycić się wykształconą załogą. Ponad 60 procent pracowników ma wykształcenie techniczne, ponad 35 wyższe. Na uwagę zasługuje stabilność naszej kadry. Średni staży pracy wynosi około 19 lat, a wskaźnik odejść dobrowolnych waha się na poziomie 3 procent, co jest rzadko spotykane w innych firmach. Około 20 procent pracowników stanowią kobiety. Jesteśmy firmą produkcyjną, stąd odsetek jest niewysoki. W obszarze produkcji kobiety stanowią 10 procent pracowników, w innych obszarach około 35 procent.

– Lotnictwo jest elitarną branżą przemysłu, wymagającą specjalnych kwalifikacji. W jaki sposób firma wspiera pracowników w ich podnoszeniu?

– Nasi pracownicy są naszym najcenniejszym zasobem. Firma promuje kulturę ciągłego rozwoju i samodoskonalenia. Finansujemy pracownikom naukę na studiach wyższych, udział w kursach językowych, szkoleniach specjalistycznych, jak również w szkoleniach dotyczących rozwoju tak zwanych umiejętności miękkich. Średnio, w ciągu roku, oferujemy około 65 tysięcy godzin różnego rodzaju szkoleń.

– W jaki sposób firma przeszła pandemię COVID-19?

– Niewątpliwie był to trudny czas również dla nas. Jednak, dzięki szybko wdrożonym działaniom, udało nam się przetrwać ten okres w miarę spokojnie. Należały do nich: mierzenie temperatury przy wejściu doz zakładu, podziale firmy na strefy czy też wprowadzenie testów dla pracowników. Dzięki temu udało się nie zatrzymać pracy nawet na jeden dzień. Niestety zmuszeni byliśmy nieco zredukować załogę, wstrzymać procesy rekrutacyjne i przez kilka miesięcy, w ubiegłym roku, ograniczyć czas pracy. Obecnie jesteśmy w trakcie realizacji programu szczepień. Pracownikom, jak i członkom ich rodzin zaoferowaliśmy możliwość zaszczepienia się na terenie przedsiębiorstwa. Podobną możliwość zaproponowaliśmy pracownikom innych firm przebywających na terenie PZL.

– Jak była Pani dotychczasowa droga zawodowa?

– Całe moje życie zawodowe związane jest z lotnictwem. Przed przyjściem do PZL-Świdnik, 16 lat pracowałam w Pratt & Whitney Rzeszów, firmie o podobnej historii i tradycjach. Pracowałam tam w dziale finansowym, następnie, przez kilka lat w dziale audytu. Dalsza kariera zawodowa związana była już z działem zasobów ludzkich.

– Standardowe pytanie na koniec: co robi Pani w czasie wolnym od pracy?

– Jak każdy z nas pewnie, nie mam go zbyt wiele. Dodatkowo jest on ograniczony koniecznością cotygodniowego podróżowania do domu, ponieważ na stałe mieszkam w okolicach Łańcuta. Bardzo lubię aktywnie spędzać czas, kocham rośliny, mam ogród, który pielęgnuję wraz z mężem podzielającym moje hobby. W ten sposób możemy spędzać czas razem. Poza tym lubimy eksperymentować w gotowaniu, podróżować w zaplanowane przez siebie trasy.

Bartosz Śliwa – członek zarządu, dyrektor operacyjny

– Jak ocenia Pan aktualny potencjał produkcyjny PZL-Świdnik?

– Myślę, że nigdy nie był lepszy. Od trzech lat inwestujemy bardzo wiele w produkcję, unowocześniamy zakład. Przekłada się to na wprowadzanie nowych programów produkcyjnych, gwarantujących nam stabilną przyszłość. Wśród nich znajduje się śmigłowiec SW-4 Solo w wariancie bezzałogowym. Rozmawiamy również o systemach sterowania dla wszystkich śmigłowców Leonardo Helicopters, co wymaga wdrożenia nowych technologii. Zmierzamy także do rozpoczęcia produkcji części do śmigłowca Kopter i samolotu ze zmienną geometrią położenia silników AW609 oraz śmigłowca AW139 Mk2. To wszytko są nowe projekty wymagające potężnych inwestycji w technologie. Ale PZL-Świdnik to również technologie pozwalające zbudować od podstaw kompletny śmigłowiec. To bardzo ważna zdolność. Mamy w kraju skarb w postaci tej firmy i chciałbym, żeby został on tutaj na nowo dostrzeżony i doceniony.

-Mówimy o oprzyrządowaniu, procesach produkcyjnych, na których opiera się nowoczesna produkcja. Wydaje się, że od czasu wejścia PZL-Świdnik do rodziny Leonardo, nastąpił pod tym względem ogromny awans.

– Absolutnie tak. Przed prywatyzacją PZL-Świdnik nie posiadał wystarczających środków, by iść w kierunku modernizacji, nowoczesnych technologii. Po przejęciu przez Leonardo, zastrzyk finansowy, który zakład otrzymał, pozwolił na potężne inwestycje, zarówno w część produkcyjną, jak i infrastrukturę budynków. Myślę o liniach montażowych AW169, GrandSP czy AW139 Mk2. Zakupiliśmy dwie potężne maszyny do cięcia blachy dla Zakładu Blacharskiego, maszynę do spęczania rur do systemów sterowania oraz najnowocześniejszy autoklaw. W Zakładzie Mechanicznym sukcesywnie wymieniamy starsze maszyny, pamiętające jeszcze czasy sprzed prywatyzacji. Bardzo ważna jest też kwestia budowy parkingów dla pracowników.

– PZL-Świdnik wciąż rozszerza wachlarz produkowanych przez siebie wyrobów, głównie na potrzeby Leonardo. Czy w tym względzie Pana ambicje są już zaspokojone?

– Jeśli liczbę godzin potrzebnych na wyprodukowanie śmigłowca Leonardo określimy jako 100 procent, to w PZL-Świdnik, gdy kabiny opuszczają zakład, jest zaangażowane już 75 procent wszystkich godzin potrzebnych do wyprodukowania śmigłowca. Obrazuje to rangę PZL-Świdnik w całej rodzinie Leonardo. Każdy śmigłowiec Leonardo latający po świecie zawiera 75 procent godzinowego wkładu pracy PZL-Świdnik. Jeśli chodzi o moje ambicje, marzyłbym, aby na polskim niebie latały śmigłowce wyprodukowane w PZL-Świdnik i samoloty wyprodukowane w Polsce. Myślę, że nie jest to wygórowane marzenie, ponieważ podobną strategię mają kraje o podobnych zdolnościach do produkowania statków powietrznych.

– Ludzie pracujący PZL-Świdnik to skarb zakładu i elita polskiej klasy pracowniczej, bo przecież nie każdy potrafi zbudować śmigłowiec…

– Żeby zobrazować, jak wysokie kwalifikacje potrzebne są w sektorze lotniczym, porównam to z branżą motoryzacyjną. Procesy produkcyjne są w niej tak zautomatyzowane, że wymiana załogi nie powoduje jakiegokolwiek obniżenia standardów jakości. W lotnictwie produkcja opiera się wyłącznie na wiedzy, doświadczeniu i kwalifikacjach pracowników. Jeśli ktoś tego nie dostrzeże, nie przetrwa długo w tym sektorze. Dlatego PZL-Świdnik inwestuje ogromne środki w podtrzymywanie i rozszerzenie kwalifikacji pracowniczych. Realizowany jest również program talentów, który obejmuje wszystkie szczeble hierarchii zakładu.

– Prosiłbym o kilka słów na temat Pańskiej dotychczasowej drogi zawodowej.

– Była ona trochę skomplikowana. Jestem absolwentem Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Zaraz potem wyjechałem do Anglii, gdzie kontynuowałem naukę języka, a także skończyłem studia podyplomowe zarządzania biznesem. Po powrocie podjąłem pracę w dziale zakupów firmy General Motors Fiat Joint Venture w Bielsku-Białej. Po dwóch latach zostałem przeniesiony do centrali Fiata w Turynie do sektora Energy. Byłem odpowiedzialny za rozwój kontraktów i strategii krótko, średnio i długoterminowych dla całej grupy Fiata na cały świat. W 2008 roku objąłem stanowisko menagera zakupów w nowym projekcie Fiata w Rosji. Po roku zaproponowano mi objęcie stanowiska dyrektora zakupów i rozwoju produktu w największej inwestycji Fiata na Bałkanach – budowie fabryki w miejscowości Kragujevac. Po pięciu latach postanowiłem powrócić do moich zainteresowań związanych z lotnictwem. W 2013 roku podjąłem pracę w dziale zakupów i offsetu PZL-Świdnik jako dyrektor tego działu. Po czterech latach zostałem nominowany na dyrektora operacyjnego, a w 2018 roku zostałem członkiem zarządu PZL-Świdnik.

– A kiedy wyjdzie Pan już z zakładu, co robi Pan w wolnych chwilach?

– Kiedyś, z racji tego, że rodzina jest dość mocno związana z motoryzacją, uczestniczyłem w rajdowych samochodowych mistrzostwach Polski jako kierowca rajdowy. Zajmowałem się też sztukami walki i wspinaczką górską. Obecnie praca zajmuje mi praktycznie cały czas, a nieliczne wolne chwile spędzam z rodziną, która towarzyszyła mi wszędzie i w każdym momencie mojego życia.

Urszula Kaliszuk, szef planowania i kontroli produkcji

– Planowanie produkcji, kontrola, brzmi to bardzo tajemniczo i ogólnie. Na czym właściwie polegają Pani obowiązki jako szefa tej służby?

– Przede wszystkim, jak w przypadku innych kierowników na koordynacji i kontroli pracy całego działu. A zatem najpierw praca z ludźmi, potem są programy, inne zadania, wreszcie dopilnowanie finalnego produktu, czyli sprzedaży kolejnych kadłubów, belek ogonowych czy remonty naszych, rodzimych śmigłowców. Moim zadaniem jest kontrola całej tej pracy i czuwanie, żeby dokumentacja była na czas uwolniona, kontrolowana na każdym etapie, ewentualnie wskazywanie miejsc do poprawy.

– Z tego co słyszę, to nie tylko praca w metalu, ale odrobina HR też w tym jest.

– Tak, bo to praca z ludźmi. Ma się przed sobą przede wszystkim człowieka. Trzeba patrzeć na jego potrzeby, czy czuje się dobrze w swojej grupie, czy wszystko jest dobrze. Jest się nie tylko kierownikiem planowania produkcji na warsztacie i jej kontroli, ale również kimś, kto musi czuwać nad ludźmi, nad działem.

– PZL-Świdnik jest ogromną organizacją produkcyjną. Rozumiem zatem, że kontrola i planowanie odbywają się na wielu szczeblach i wykonuje to wiele osób.

– Nasza centrala mieści się we Włoszech, mamy też wewnętrzne, centralne planowanie. Nasza rola zaczyna się po przełożeniu planów centrali na nasz wewnętrzny plan. Z pomocą systemów MRP przekładamy go na plany zakładów, na procesy, a my czuwamy nad emisją dokumentacji, kontrolowaniu, czy czegoś nam nie brakuje i podziale zadań.

Jakie są najważniejsze wyzwania w tym obszarze działań?

– Mamy pod sobą wszystkie programy i podzieloną na nie grupę pracowników. Mamy dużo nowych wdrożeń, przejmuję dużo nowych prac. Są one modyfikowane, wdrażane są nowe rozwiązania. W tym jest największa praca nas, jako kierowników. Jeżeli praca jest usystematyzowana, idzie w swoim czasie, systematycznie . Przy nowych wdrożeniach pojawiają się dodatkowe wyzwania, są to kwestie do rozwiązania: wewnętrzne albo konstrukcyjne, w których  uczestniczymy.. Pilnujemy, żeby wytyczne były wdrażane. Praktycznie wszystkie nasze działania, ale też produkcji i kontroli muszą być potwierdzone w systemach. Kontrolujemy dokumenty i poprawność przebiegu wszystkich procesów.

– Gdyby zechciała Pani powiedzieć kilka słów na temat swojej drogi zawodowej…

– We wrześniu 2003 roku przyszłam tutaj na staż po studiach. Pracowałam w dziale zaopatrzenia, w małym oddziale Gospodarka Materiałowa. Później przeszłam do planowania produkcji, które było podporządkowane poszczególnym zakładom. Kilka lat pracowałam jako planistka. Później przejęłam obowiązki kierownika działu odpowiedzialnego za program AW109, AW119. W 2008 roku objęłam funkcje kierownika planowania i harmonogramowania w Zakładzie Blacharskim. Po wdrożeniu systemów SAP, w 2012 roku i kolejnej reorganizacji w 2015 roku planowanie zostało wyłączone z zakładów i stało się odrębną strukturą. Wtedy już zajmowałam się wszystkimi zakładami włączonymi w programy AW109 i AW119, nie tylko Zakładem Blacharskim, ale również zakładami mechanicznym, kompozytów i struktur lotniczych. W lipcu 2020 roku zostałam szefem planowania wszystkich programów, łącznie z nowymi wdrożeniami.

– Czym zajmuje się Pani w ramach hobby?

– Bardzo lubię gotować, ale nie jest to jakieś gotowanie orientalne, tylko eksperymentowanie. Uwielbiam spędzać czas  na łonie przyrody. Jest to dla mnie odskocznią, ucieczką. Lubię wędrówki piesze i rowerowe. Pochodzę spod Nałęczowa. Okolice piękne, górzyste, chyba nigdy się nie znudzą. Zawsze można odkryć coś nowego. Każdą wolną chwilę poświęcam na wyjazdy w rodzinne strony.

 

Rusłan Morykon, kierownik Wydziałowej Kontroli Jakości w Zakładzie Blacharskim

– Jest Pan kierownikiem Wydziałowej Kontroli Jakości. To trochę jak stać na pierwszej linii frontu, bo ma Pan bezpośredni kontakt z produkcją. Jak widzi Pan umiejscowienie swojego stanowiska w strukturach zakładu?

– Bardzo pozytywnie, chociaż trzeba powiedzieć, że praca jest odpowiedzialna, ponieważ nadzoruję wszystkie procesy oraz potwierdzam zgodność produktu. Cieszę się z tego, że wykonuję pracę odpowiedzialną, że wykonuję w życiu coś ważnego. Warto też powiedzieć, że zawsze mogę liczyć na wsparcie od kierownictwa wyższego szczebla, że chęć rozwoju jest odbierana pozytywnie, co jest bardzo ważne dla młodych fachowców, osób, które zaczynają karierę.

– Co w procedurach obowiązujących w zakładzie sprawia, że kontrola jakości może być skuteczna?

–  Mamy dużo procedur, które bardzo dokładnie opisują wszystkie nasze działania. Może to zabrzmieć kontrowersyjnie, ale myślę, że procedura sama w sobie nie może zapewnić ani jakości, ani bezpieczeństwa w locie. Natomiast dobrze napisana procedura w połączeniu ze świadomością każdego z pracowników jest niesamowicie ważna, ponieważ poprzez rzetelne wykonywanie obowiązków dbamy o bezpieczeństwo pasażerów na pokładach naszych statków.

– Jakie są niuanse Pańskiej pracy?

– Po pierwsze, praca jest naprawdę odpowiedzialna. Współpracujemy z partnerami zagranicznymi, odpowiadamy za procesy specjalne. Ja i mój zespół nadzorujemy proces obróbki cieplnej stopów aluminium. Poprzez obróbkę cieplną zmieniamy własności materiałów. Warto powiedzieć, że obróbka cieplna jest procesem specjalnym, a więc procesem krytycznym. Posiadam uprawnienia Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego, co pozwala wystawiać certyfikaty zgodności na produkty, które są uznawane na całym świecie.

– Jakie cechy musi mieć pracownik kontroli jakości?

– Najpierw wiedza techniczna, krytyczne myślenie, dokładność i świadomość tego, co robi.

– Jaka była Pańska dotychczasowa droga zawodowa?

– W zakładzie pracuję stosunkowo niedługo, natomiast miałem szczęście pracować na różnych wydziałach, zbierać doświadczenie, co jest dla mnie bardzo ważne. Jeżeli człowiek ma doświadczenie z różnych dziedzin, pod różnymi kątami, to bardzo pomaga w codziennej pracy. Pracę w PZL zaczynałem jako operator będąc jeszcze studentem. Po obronie pracy dyplomowej zgłosiłem chęć przejścia do działów technicznych, co zostało odebrane pozytywnie i w krótkim czasie przeszedłem do kontroli jakości. Teraz pracuję na wydziale blacharskim.

– Studiował Pan na politechnikach we Lwowie i Lublinie. Czy atmosfera studiów technicznych wszędzie jest jednakowa?

– Myślę, że jest bardzo podobna. Szczerze mówiąc z nostalgią wspominam lata spędzone na obu uczelniach. Były to wspaniałe czasy, poza tym na studiach poznałem moją żonę.

– Co robi Pan w czasie wolnym od pracy?

– Spędzam go z rodziną. Mam dużo zainteresowań. Sport – uwielbiam jazdę na rowerze. Gram na gitarze, bardzo lubię muzykę. Jedyne, czego żałuję, to że doba ma tylko 24 godziny i niestety zawsze brakuje czasu.